Translation into Polish by Bohdan Zadura

przełożył Bohdan Zadura

 

 

Wentylator

 

tego lata

opiekunka z zagranicy

jak giermek

pomaga jej przesuwać

rękami

nogami

 

gdzieś

wysoko pod sufitem

obraca się

wentylator

 

spogląda na niego

ciocia Leja

jak na wiatrak

myśląc

czy walczyć dalej

 

 

Jąkanie

 

powoli

jak napisy

na początku filmu

pojawiały się dni

 

zimą nie rozpuszczały się

lody eskimo

dziewczynko ile masz lat?

wiek też zastygł

przylepił się do ust

trwał

nad przeręblem ust

 

łapałam śnieżynki

pokazując język

przyszłości dalekiej

jak droga ze szkoły

 

jąkałam się

połówki słów wystawały

dokładnie jak rękawiczki

z kieszeni palta.

tak

gołymi rękami

trzymałam szczęście

nie potrafiąc wyjaśnić

dlaczego jest tak dobrze

 

 

Historia

 

góry ciszy

nagromadzone przez babcię w ciagu dnia

rozsypywały się nocą

grzmotami chrapania.

 

rozpuszczona kronika

jej życia opadała wprost

w moje sny.

tak uczyłam się historii.

 

senna,

wpatrywałam się w pstrokatą kołdrę

zakrywająca jej wątłe ciało

jak kwiaty — pole bitwy.

 

bałam się, że rano

ona nie wróci, że zostanie

na tej wojnie, na której

straciła mojego dziadka.

 

Ciocia Lija

 

przesadzam ją

ostrożnie

tak jak puszysty krem

z łóżka na krzesło,

zapalam świeczkę

z okazji dnia urodzin.

 

ludzie, z którymi

świętowała kiedyś,

leżą niżej

jak warstwy ciasta

 

 

Ślady

 

Kiedy strumienie deszczu

rozciągają się,

obroża wspomnień

ściska mi gardło.

 

Jestem tropiącym psem

w pogoni za zapachami

nawet gdy ulewa, cichnąc

opada na ławeczkę w ogrodzie

jakbym już znalazł.

 

Tefilin

 

każdego ranka

ciocia Leja

owijała rękę

mankietem ciśnieniomierza

 

nie wierzyła w Boga

co wysokie

a co niskie

zostawiała do oceny lekarzom

 

i, wracając z przychodni,

rozkładała tabletki

od Pon do Nie

jak przewodnie gwiazdy.

 

 

Mamuty

 

przedmioty meble

te które były zwierzętami domowymi

twojej matki

(znały swoje miejsce, zjawiały się

kiedy chciała je pogłaskać)

skamieniały.

 

wydobywasz ich szczątki

z wapna jej domu

kość

po kości

przewozisz do swego mieszkania

próbujesz je ożywić.

 

ewolucja, jak kurz

pod kanapami,

wciąż się nawarstwia.

 

 

Lądowanie

 

łyżka

za Mamę, łyżka

za Tatę, pełna łyżka

za Babcię, łyżka za moją siostrzyczkę

a oto i samolot

i kiedy on wylądował we mnie

nie został nikt

 

 

Ciągłość

 

Na naszym rodzinnym drzewie

nie wyrosło wiele gałązek.

Tylko garstka.

kobiet

siedziała na nich

jak na wąskich

jednoosobowych kanapach.

 

Ciotka Anna i ciotka Leja

zbierały jabłka

na strudel.

Ciasto, które rosło

i rosło w nocy

rozwałkowywały wzdłuż

I w poprzek swojej samotności.

Okruchy dni rozsypały

ptakom.

 

 

Nie mogłam uwierzyć

 

szpitalniany klown

pokazał na moje skudłacone

włosy,

„Jesteś śmieszniejsza ode mnie” –

uśmiechnął się.

 

Następnego ranka

uśmiechnięta naklejka

wciąż jeszcze klaskała z prześcieradła,

które zakrywało twarz mojego ojca,

jak wtedy, gdy bawiliśmy się

w chowanego.

 

Czerwony nos,

skarpetki nie od pary –

nałożyłam wielkie

kapcie śmierci.

 

 

Kluczyk

 

Wyprostowałam mamę

przypięłam ją do oparcia krzesła,

zgięłam jej ręce

i położyłam je na stole.

Podniosłam jej głowę,

obróciłam ją do siebie

i zawiązałam śliniak.

 

Łyżka stuka po jej zębach

jak kluczyk

który wcisnęłam kiedyś w zabawkę

i nie zrozumiałam,

w jaki sposób ona nagle się poruszyła

i dlaczego nagle znieruchomiała.

 

 

***

 

pierwszy blender dostaliśmy w prezencie ślubnym

drugi blender kiedy opróżnialiśmy dom po babci

trzeci blender, kiedy zabili moją siostrę

czwarty blender, kiedy umarła moja matka.

 

chodź przygotujemy teraz mleczny koktajl,

porównywalny z Drogą Mleczną.

 

 

Jej krzyki

 

większe od drzwi

zbyt duże, żeby je wynieść

na zewnątrz.

 

dopiero gdy mama zasypia

składam je

jak parasolki po burzy

i wpycham do torebki.

 

tak wychodzę z domu starców

tak przecinam ulicę proroków

wsiadam do autobusu dwadzieścia sześć

zapominam dlaczego

torebka jest taka ciężka.

 

 

Takie duże oczy

 

puk-puk puk-puk

jak przez judasza w drzwiach

patrzyłam

na list od mamy

głoszący:

babcia umarła.

 

kto tam? kto tam?

 

w tych krajach

gdzie mieszkałam

nie było ani lasów

ani myśliwych

jeszcze nie spotykałam się

ze śmiercią

 

koperty które przychodziły

potem

rozcinałam

jak brzuch wilka:

z nadzieją

na szczęśliwe zakończenie.

 

 

Matrioszki

 

w szeregu matrioszek jestem najmniejszą

w której nie ma pustki

jak się zmieściły we mnie

wszystkie te lata